LOST-Destiny

Frank

Franio wraz z nową moro kamizelką przemierzał kolejne miejsca w dżungli i przy okazji ostrzył drewniane kołki, na Małpy, czające się w zaroślach

Lucia

Lucia szła przez dzungle.

Frank

Zobaczywszy Lucię przypomniał sobie, jak ją uratował, urzywając swojej mocy. Zerwał z drzewa pomarańczę i podrzucał ją do góry, opierając się o drzewo
- Coś mi się wydaje, ze przeceniasz, moje boskie możliwości

Lucia

Spojrzała na niego.
-Dziekuje ze wczoraj mi pomogłes.Wiesz skad moze wzieły sie te mały?- zapytała zdejmujac swoja biała chuste z włosow

Frank

- One zawsze tu były, tylko żadko się pokazywały - odparł bez zdziwienia - i niemasz za co dziękować, ostatnio robię tutaj za Supremana - dodał nie kryjąc uśmiechu

Lucia

Spojrzała na swoja rane ne rece.Wspieła sie na drzewo i zerwała owoca.
-Chcesz moze cos do jedzienia ?

Frank

- Potrafię o siebie zadbać. - powiedział krótko

Lucia

Lucia oparła sie o drzewo.Zjadła owoc.

Frank

Frank przez cały czas podrzucał zerwaną pomarańczę, czekając dopuki ona nie spadnie do jego ręki ,,No dalej, wtedy się to udało, czemu nie teraz" Przyjrzał się ramieniu Lucii - Powinnaś to sobie opatrzeć

Lucia

-Sęk w tym ze nie mam czym-odparła

Frank

- Daj rękę, ja się tym zajmę - przeszukał kieszenie nowo zrabowanej kamizelki i znalazł w niej wojskowy zestaw opatrunkowy (jak nie wierzycie to w każdej armi są takie) i oparzył Lucii rękę - Dobra, gotowe

Lucia

Lucia sie usmiechneła
-Skad pochodzisz?

Frank

- Z Ameryki, Nowy York, wiesz, wielkie jabłko i takie tam farmazony - mimo rozmowy wciąz podrzucał do góry pomarańczę

Lucia

-Aha.Ja jestem z Hiszpani-zerwała sobie pomarancze

Frank

- Wiesz, nie obraź się, ale... muszę trochę.... potrenować, więc sobie pójdę