Cassiopeia
Rozbitek

Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:36, 30 Paź 2006 Temat postu: Nicole Savire |
|
|
FIRE (odc.1x3)
Australia, Sydney, 5.06.2006
*Trochę drabbli, a pfe, Cassi, fuj. NieBetowany*
By Cassiopeia
- Gotowa? – spytał zakładając czarne okulary, przez które nie było widać jego oczu, na nos, po czym założył plecak na ramię. Nicole uśmiechnęła się tylko drwiąco, podniosła brwi i poprawiła kucyk.
Stali parenaście metrów od ‘Nationatical Bank’, w pełni czerwcowego słońca, wpatrując się łakomie w szklane ściany banku, nie myśląc zbyt wiele i próbując nie zauważać ciekawskich spojrzeń przechodniów.
- Jasne. – odparła sucho i podniosła dumnie głowę. Mężczyzna pokiwał głową i wskazał głową na drzwi budynku. Kobieta odetchnęła głęboko i założyła na ramię torebkę, posłała mu ostatnie spojrzenie i ruszyła szybkim krokiem w stronę banku. Wchodząc zdjęła okulary i automatycznie jej wzrok podążył w stronę kamer.
Kolejny raz jest łatwiejszy. Nie musi myśleć o ludziach, którzy mogą stracić pracę, ponieść karę, przez nią. Nie musi patrzeć na tych ludzi, i jako jedyna wiedzieć, co będzie dalej, że ta miła, brązowowłosa dziewczyna w szarej spódniczce, prosząca o czarną kawę bez dodatków może zrobić coś, co wydaje się wręcz niemożliwe.
Kolejny raz jest łatwiejszy. W takich chwilach Nicole miała wrażenie, że igra z ogniem, mija się z nim o parę milimetrów. Jednak kochała to, dreszczyk emocji, adrenalinę, uczucie wyższości. Któż by przypuszczał, że Panna Spell ma u pasa broń, za drzwiami partnera, a w torebce nową płytę Boba Marleya?
- Ja byłam umówiona. – powiedziała niepewnie w okienku, po chwili została zaprowadzona do stolika, gdzie miał z nią porozmawiać pewien miły Pan.
- Więc, Panno Spell, kredyt możemy przyznać bez żadnych...
BUM (a co? Samolot spadł?!).
- Stój, Nicole. Nie ruszaj się! – usłyszała za plecami krzyk. Więc jednak, ogień jej dosięgną. Wstała, upuszczając torebkę, zacisnęła pięści. – Nawet o tym nie myśl, Piegusku. – usłyszała odbezpieczanie broni, potem zimny metal kajdanek na nadgarstkach.
...
- Ja nic nie rozbiłam! – powtórzyła, już prawie krzycząc.
- Taaak, o tatusia się nie martw, uciekł nam. – odparł przerzucając kartkę (najprawdopodobniej własnych akt Nicole). Dziewczyna zmęczona już tłumaczeniem policjantowi swojej rzekomej niewinności.
- Ja nic nie zrobiłam. – powiedziała cicho, opadając z sił. Spuściła głowę, nie wierząc w to, co stało się zaledwie parę godzin temu. Tracąc nadzieję oparła się o fotel i zamknęła oczy.
- Chodź, Piegusku, robi się późno. – policjant wstał, złapał ją za zakute kajdankami ręce i popchnął Nicole w stronę drzwi.
- Gdzie idziemy!? – spytała natychmiast. Usłyszała chichy śmiech, i mogłaby się założyć o każde pieniądze, że w środku mężczyzna zarykuje się ze śmiechu.
- Wracamy do domu, Piegusku.
...
Wielka, zielona terenówka mknęła mostem Harbour Bridge, skąd Nicole ujrzała w pełnej swojej okazałości wielki budynek opery. Od początku się nie odezwała. Siedziała tak, z rękoma (oczywiście zamkniętych w kajdankach) na kolanach i w ogóle nie myśląc wpatrywała się w wodę, którą mijali.
- Jak długo? – spytał nagle mężczyzna prowadzący samochód wymijając jakiś autobus.
Nicole spojrzała na niego nienawistnie i spytała sucho:
- Co?
- Jak długo... Jak długo napadacie z tatuśkiem na banki. – dziewczyna puściła to pytanie mimo uszu i odwróciła wzrok w stronę szyby.
- Nicole... Naprawdę, nie musisz się obrażać. Spędzimy razem trochę czasu, musimy o czymś rozmawiać.
- Więc... Jaki jest twój ulubiony kolor? – spytała obojętnie Nicole.
- Nicole, naprawdę...
- Tak, wiem, jestem okropna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|