 |
LOST-Destiny Przeznaczenie zaczyna się wypełniać...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Joanne
Dharma Worker

Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 1105
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zowąd ;)
|
Wysłany: Pon 18:17, 30 Paź 2006 Temat postu: Joanne Harris |
|
|
(odc.1x9)
Letter from heaven
Joanne powoli dochodziła do wniosku, że w Londynie zawsze jest pochmurnie. Nie ma słońca, które pocieszyłoby uczniów, którzy właśnie wracali zmęczeni z poniedziałkowych lekcji, ciepła, które oszczędziłoby noszenie ciepłych polarnych bluz... Są tylko chmury i wiatr. I czasami deszcz, ale o tym Jo nie chciała na razie myśleć. Mijała ogromne stare zabytki i obserwowała z rozbawieniem mieszkańców miasta, którzy próbują przedostać się do domu przez tłumy wrześniowych turystów. O dziwo, popołudniowy zgiełk znacznie poprawiał jej nastrój. Gdy wreszcie dotarła na znajomą dzielnicę, zaobserwowała znajomego jej listonosza, który właśnie walczył z agresywnym yorkiem, który przyczepił mu się do nogi, gdzieś w okolicach kostki.
- Cześć, Harry - zagadnęła listonosza dziewczyna, przechodząc obok.
- Witaj, Joanne... - listonosz przerwał na chwilę, próbując strząsnąć ze swojej nogi natarczywego yorka. Gdy zaprzestał swoich nieudanych prób, zatrzymał szybko Joanne - Mam dla was listy... Możesz je przekazać? Te psy to prawdziwa udręka, jasna cholera...
- Nie ma problemu - odpowiedziała z uśmiechem Joanne. Odebrała z rąk listonosza mały stosik listów, pożegnała się i ruszyła w kierunku swojego domu. Zaczęła przeglądać listy. Na wierzchu była pocztówka od ciotki - na pierwszym planie kolorowe palmy, a w tle zachód słońca nad oceanem. Przewracając kartkę na drugą stronę, można było przeczytać `Pozdrowienia z Rosji!`, napisane ozdobnym, pochyłym pismem. W prawdzie Joanne nie słyszała, jakoby w Rosji rosły palmy (nie wspominając o oceanie), ale wolała się w to nie wtrącać. Dalej były jakieś papiery urzędowe dla jej mamy, rachunki,... Joanne ze znudzeniem przeglądała coraz to nowe koperty, aż wreszcie natrafiła na taką, która wyróżniała się od innych. Zaadresowana była do jej ojca, Johna Harrisa, a z przodu - tłustym drukiem - napisane było `WAŻNE`. Dziewczyna pierwszy raz spotkała się z czymś takim, i w ogóle nnigdy do jej domu nie przychodził tego typu listy, ale dorośli przecież wszystko mogą wymyślić...
Joanne dotarła wreszcie do swojego domu. Grzecznie zdjęła buty w holu i ruszyła do kuchni, gdzie przebywała dwójka jej rodziców.
- Kochanie, nareszcie jesteś... Obiad zaraz ci wystygnie, marsz do stołu! - krzyknęła matka Joanne, zmywająca w tej chwili naczynia. Ojciec podniósł tylko wzrok znad gazety, lecz po chwili znów wrócił do lektury kolumny sportowej. Jo posłusznie usiadła przy stole i zaczęła konsumować swój obiad. W trakcie mało rozmawiała z rodzicami, mama pytała się tylko o szkołę, ojciec czytał na głos wyniki interesujących meczów... Jak codzień.
- Mam pocztę - oznajmiła szybko rodzicom, odstawiając talerz na bok.
- Hm? - zapytała matka, nadal zajmując się naczyniami. Ojciec nawet się nie zainteresował.
- Jest pocztówka od cioci Mary, z Rosji... Jakieś nudne papiery urzędowe, dla ciebie mamo... Dalej rachunki za prąd etc. i... - Jo zrobiła krótką pauzę - Jakiś list dla taty...
Ojciec natychmiast odłożył gazetę i wyrwał córce list z rąk. Szybko przeczytał tajemniczy wyraz, po czym szybko objaśnił, że idzie do swojego gabinetu. Po chwili znikł dziewczynie z oczu.
***
Wszystko działo się tak szybko, że mała Joanne z trudem to pojmowała. Jeszcze nie dawno siedziała z rodzicami w ich przytulnej kuchni, a teraz ona i jej matka odprowadzają jej ojca na lotnisko. Usiedli na niewygodnych drewnianych ławkach i w napięciu czekali na dalszy przebieg wydarzeń. Matka trzeci raz już pudrowała sobie nos, a ojciec z zakłopotaniem szukał swojego biletu w walizce. Ubrany był w służbowy garnitur, którego prawie nigdy nei zakładał. Dla Joanne wyglądał teraz tak... obco. Jakby to nie był on, tylko jakiś wredny sobowtór, który robi dla niej jakiś okrutny kawał. Chociaż teraz wcale nie wyglądał na człowieka, który stroi sobie żarty. Wręcz przeciwnie. Wyglądał tak poważnie, jakby ten lot do Sydney był jak najbardziej realny. Ale to przecież nieprawda? Tatuś przecież nigdzie nie leci? W każdym razie, Jo ciągle miała nadzieję. Miała nadzieję wtedy, gdy zimny głos wydobywających się z głośników oznajmiał, że trzeba już wsiadać do samolotu. Miała nadzieję także wtedy, gdy tata `tak na niby` żegna się ze swoją żoną i córką. Jej głos był przepełniony nadzieją, gdy pytała "Tato, dlaczego sobie idziesz?" i miała nadzieję wtedy, gdy otrzymywała odpowiedź: "Ta oferta spadła nam z nieba...".
Jo straciła nadzieję dopiero wtedy, gdy samolot wystartował. Z głośnym warknięciem ruszył i powoli unosił się w przestworza. Z jej ojcem na pokładzie.
Matka przywołała ją do porządku i obie - jakby czymś przygaszone - wróciły do swojego samochodu. Joanne nie płakała. Dopiero docierał do niej fakt, że jej ojciec odleciał do Australii, nawet niewiedząc kiedy wróci. Zachowała spokój, co nawet ją samą bardzo zdziwiło. Wreszcie dojechały do domu. Młoda dziewczynka natychmiast wysiadła z samochodu i popędziła do domu. Wiedziała, że drzwi są otwarte. Szybkim krokiem popędziła po schodach, na piętro. Gabinet ojca znajdował się naprzeciwko łazienki. Blondynka zaczęła ostrożnie otwierać drzwi, ponieważ bardzo skrzypiały, a nie miała ochoty dać się przyłapać przez matkę. Od kiedy tylko pamiętała, nie wolno jej było wchodzić do gabinetu ojca, choćby nie wiadomo co. Joanne nie zamykając drzwi podeszła do biurka. Czuła, że ojciec skrywa jakiś sekret, który ona musiała poznać! Dlatego zaczęła otwierać wszystkie szuflady, szybko je przeszukując. Wreszcie znalazła znajomą kopertę. Była lekko naderwana tak, że szybko można było wyjąć z niej list. Joanne zaczerpnęła powoli powietrza. Nie wiedziała co może być w tym liście, więc przygotowywała się na wszystko. Wreszcie zdobyła się na odwagę i wyciągnęła kartkę z podartej koperty. Rozłożyła list. Treść była krótka.
Sydney.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 14:11, 09 Gru 2006, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Joanne
Dharma Worker

Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 1105
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zowąd ;)
|
Wysłany: Śro 10:00, 01 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
(odc.1x27)
In Web
- Jo, wyjdź wreszcie z tej łazienki! - Martha głośno dobijała się do łazienki.
- Ty siedzisz w tej łazience godzinami, a ja nie mogę? - usłyszała głos zza drzwi.
- Argh... Idę bez ciebie - Martha założyła torebkę na ramię i ruszyła w kierunki drzwi wyjściowych.
- Czekaj! - Joanne natychmiast wybiegła z łazienki. W pośpiechu zaczęła nakładać swoje buty i wybiegła za przyjaciółką.
- Wiedziałam, że to na ciebie podziała... - oznajmiła z uśmiechem dziewczyna zamykając drzwi. Dziewczyny skierowały się do windy. Chyba żadnej nie uśmiechało się zbiegać z 60 par schodów, chociaż czasami zastępowało to bardzo wyczerpujący jogging. Weszły do windy, po czym Jo szybko nacisnęła przycisk `0`. Drzwi windy zatrzasnęła się, a mała budka zaczęła zjeżdżać w dół. Joanne nie lubiła jeździć windą, sama nie wiedziała właściwie dlaczego. Nie było to spowodowane strachem czy traumatycznymi wydarzeniami z dzieciństwa, o nie. Po prostu... To brało się samo z siebie.
Blondynka odetchnęła z ulgą, gdy głośny dzwonek oznajmił, że dotarły na parter. Dziwczyna szybko wyszła z `pudełka`, kierując się do obrotowych drzwi. Martha nie zmarnowała okazji, aby trochę powdzięczyć się do przystojnego portiera. Wreszcie wyszły na zewnątrz. Zaczęły przedzierać się przez tłumy mieszkańców miasta i turystów. Przyzwyczaiły się do tego, że Greenwich jest ruchliwą dzielnicą. Jo z zaciekawieniem przyglądała się manekinom zza sklepowych szyb. Żakiety, suknie ślubne, wieczorowe, wszelakie topy, bluzy z kapturem, dżinsy...
- I to niby Paryż ma być stolicą mody... - mruknęła pod nosem Joanne.
Wreszcie wypatrzyły z Marthą swój ulubiony sklep i weszły do środka. Martha natychmiast rzuciła się na najnowsze kolekcje, a Jo zaczęła rozglądać się po półkach. Z głośników wydobywała się właśnie jakaś powolna i smętna melodia, zapewne najnowszy hit... Blondynka przewróciła lekceważąco oczami. Zaczęła przeglądać po kolei wszystkie wieszaki. Zgarnęła dwie pary dżinsów i ruszyła do przymierzalni. Wszystkie były zajęte, więc musiała na razie poczekać.
- Aua! - poczuła, jak ktoś z rozbiegu na nią wpada.
- Może pani... uważać?! - zapytała zdenerwowana.
- Przepraszam, ja tylko... Joanne?
Dziwczyna zdziwiła się, gdy usłyszała sowje imię. Podniosła głowę. Przed nią stała jej własna matka. Joanne natychmiast się odwróciła i już prawie udało jej się `uciec`, gdy matka złapała ją za ramię.
- Jo, musimy porozmawiać...
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać, rozumiesz? - Joanne próbowała być spokojna, ale jej złość wylewała się właśnie strumieniami.
- Jo, dawno się nie widziałyśmy... Zmieniłam się - przekonywała ją matka.
- A ja nie, nie jestem już taka naiwna. Zostaw mnie - odpowiedziała stanowczo blondynka.
- Słuchaj... Będę czekać na ciebie w restauracji za rogiem. Dzisiaj, o ósmej - matka odwróciła się i szybkim krokiem wyszła ze sklepu.
- Cholera - Joanne zaklęła cicho pod nosem. Jej matka zawsze taka była. Nie dawała jej wyboru.
* * *
Joanne weszła do ekskluzywnej restauracji. Dawno w podobnej nie była, zazwyczaj jadała w domu, z Marthą. A jeśli już wychodziła na miasto, aby coś przekąsić, to jadała wyłącznie w fastfoodach. Ukradkiem obserwowała ludzi poprzebieranych w śmieszne czarne garnitury, czy też wieczorowe sukienki. Poczuła ulgę dopiero, gdy zauważyła swoją matkę, siedzącą przy dwuosobowym stole i machającą do córki ochoczo. Jo powoli ruszyła w stronę stolika. Usiadła. Przez chwilę panowała cisza.
- Więc Jo... Jak ci się wiedzie? - zapytała w końcu matka dziewczyny.
- Bardzo dobrze mieszka się z Marthą - odpowiedziała szybko blondynka - A ty... Skończyłaś już... z piciem?
- Byłam na terapii, chodziłam codziennie - odpowiedziała, jakby poczuła się lekko zraniona. Joanne nie chciała robić mtce większej przykrości, więc zaczęła rozmawiać z mamą na inne, weselsze tematy. Śmiały się, wymieniały poglądy... Chwilami Jo czuła, jakby rozmawiała z zupełnie inną osobą.
- A jak w szkole? - zapytała z uśmiechem matka.
- Ja... - Joanne chyba za długo trzymała to w sobie - Postanowiłam... zrezygnować ze szkoły. Chcę polecieć do Sydney. Szukać taty.
Jej matka wypuściła z rąk sztućce. Zapanowała krótka, nieprzyjemna cisza.
- Chcesz rzucić szkołę? - zapytała matka.
- Chcę odnaleźć tatę - odpowiedziała stanowczo Jo.
- Myślałam... Myślałam, że nareszcie zmądrzałaś! że zamieszkamy razem i będziemy szczęśliwą rodziną... Ale ty oczywiście zawsze musisz po swojemu! - matka Jo szybko wyjęła portfel, zostawiła na stoliku stosowną sumę pieniędzy i wyszła z pośpiechem z restauracji. Joanne ruszyła za nią.
- Że to niby JA wszyskto psuję?! - krzyczała - To tobie nigdy nic nie pasuje!
Jej matka ciągle szła do przodu ignorując blondynkę.
- Nigdy do ciebie nie wrócę! - krzyknęła histerycznie Jo, powoli doganiajac swoją rodzicielkę. Ku jej zaskoczeniu matka gwałtownie się odwróciła. I wymierzyła potężny cios w twarz. Joanne prawie upadła.
- Ciągle pijesz - stwierdziła, trzymając się obiema dłońmi za twarz - Ale ja nie dam ci się więcej bić.
Joanne odwróciła się i ruszyła w kierunku apartamentu swojej przyjaciółki. Przez chwilę myślała, że jej matka będzie żałować, ale nadzieja cąłkowicie zniknęła, gdy usłyszała jakieś mruknięcie w stylu `dziwka`. Szybciej ruszyła w kierunku domu. Bała się. Zaczęła biec. Biegła przez te puste ulice Londynu. Wyczekiwała momentu, kiedy wreszcie ujrzy obrotowe dzwi apartamentowca.
Nie miała czasu, aby wbiegać po schodach. Szybko wybrała swój numer piętra i niecierpliwie czekała aż winda dotrze do celu. Wreszcie, gdy usłyszała znajomy sygnał, wybiegła z windy i podbiegła do drzwi mieszkania. Pociągnęła za klamkę.
- Cholera, zamknięte...
No tak. Przecież Martha miała wyjść gdzieś, z tym przystojnym portierem... Już bez pośpiechu wyciągnęła z torebki klucze. Przekręciła zamek i weszła do środka. Zapaliła światło. Weszła do kuchni, aby zaparzyć sobie herbatę. Wyczerpana usiadła na kanapie. Zaczęła rozmyślać, co mogłaby robić samotna, w wieczór. Zauważyła na biurku laptopa. Nie była jakąś komputerową fanatyczką, ale jako że nie miała nic innego do roboty, zalogowała się na lokalnym chacie. Zagadał do niej jakiś koleś. Całkiem miło jej się z nim rozmawiało. Jo dokładnie nie wiedziała jak to się stało, ale opowiedziała mu swoją historię.
<mike48> więc chcesz szukac swojego ojca??\
<jo_anne23> taa, bo co?
<mike48> pomoge ci go znalezc
<jo_anne23> ta, ty sie na pewno znasz na tym najlepiej
<mike48> niee, serio.. znam sie na tym. musisz tylko do mnie przyjechac
Joanne zamyśliła się na chwilę. Może ten facet naprawdę jej pomoże?
<jo_anne23> gdzie?
<mike48> to troche daleko od Londynu x/
<jo_anne23> ??
<mike48> Nowy Jork.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 14:12, 09 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Joanne
Dharma Worker

Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 1105
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zowąd ;)
|
Wysłany: Sob 13:38, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
(odc.2x8)
Blood York City
Joanne nerwowo sporzała na zegarek. Spóźnia się już 10 minut... A może ją wystawił? Tak, na pewno wystawił ją do wiatru. Nagadał przez internet jakichś bajeczek, potem dziewczyna przelatuje tysiące kilometrów, a on nie przychodzi na omówione spotkanie. Już zamierzała wstać, gdy do stolika dosiadł się jakiś przystojny brunet, na oko 30-latek.
- Joanne? - zapytał uprzejmie.
- Tak - dziewczyna pokiwała głową i uśmiechnęła się.
Mężczyzna grzecznie się przedstawił, porazmawiali chwilę... Facet wydaje się całkiem normalny, nie przypomina grubasa w podkoszulku z reklam przestrzegajacych o rzekomych internetowych przestępstwach.
- A teraz przejdźmy od rzeczy... Masz te papiery? - zapytał.
Joanne wyjęła z tory wszystkie dokumenty ojca, papiery i korespondencję - czyli to wszystko, o co prosił Mike.
- Doskonale... - mruknął pod nosem przeglądając stertę papierów - Odnajdziemy go - zapewnił z uśmiechem. - A teraz wybacz, śpieszę się... Zapłaciłem ci za nocleg w jednym z hoteli, za rogiem... Wszystko powinno być w porządku.
- T masz mój numer telefonu, jakby... coś się stało. - Dziewczyna podała mu pomiętoloną karteczkę z adresem na komórkę.
- Ok, no to do zobaczenia... Jutro o tej samej godzinie, w tym samym miejscu... - Jeszcze raz się uśmiechnął i w pośpiechu opuścił bar. Joanne siedziała nadal na swoim miejscu. Zaczęła rozmyślać o tym wszystkim, co ją spotkało. W jednej chwili była grzeczną dizewczynką wracającą z domu do szkoły, w drugiej była już w Nowym Jorku powierzając wszystkie ważne dokumenty obcemu człowiekowi. Do dziewczyny podeszła barmanka.
- Coś podać? - zapytała serdecznie.
- Jedną tequillę... - mruknęła cicho Jo. Wkrótce kelnerka wróciła, z ulubionym drinkiem panny Harris.
Dziewczyna patrzyła na swoją tequillę w taki sposób, jakby chciała się w niej zaraz utopić. Jo, nie pozwól sobie na dołowanie się w Nowym Jorku. Po prostu... zaszalej. Po tej myśli blondynka szybko dopiła swojego drinka i wyszła z baru.
Szybko dosżła do wniosku, że Nowy Jork to olbrzymia metalowa dżungla. Wszędzie jakieś szklane wieżowce, multum ludzi i czery razy więcej modnych sklepów odzieżowych. Londyn w porównaniu z tym, to prawdziwa wioska... Joanne ruszyła więc przed siebie majac nadzieję, że nie zgubi się w ogromnym tłumie ludzi.
- Jak tu do cholery można mieszkać...? - mruknęła przedzierając się przez tłum metalowców. Jo uznała, ze najbezpieczniej będzie w jakimś sklepie. Myliła się. Nawet nie zdziwiła się, kiedy ledwo wyszła ze sklepu z ciuchami, ale przezyła szok wchodząc do zapełnionej piekarni. W Nowym Jorku nie ma chwili wytchnienia, nie ma snu, ani jakiegokolwiek odpoczunku. To miasto ciągle tętni życiem.
Dziewczyna usłyszała nagle dzwonek swojej komórki. Natychmiast odebrała, zatykajac sobie drugie ucho, aby cokolwiek usłyszeć.
- Halo? - zapytała.
- Joanne? To ja, Mike. Słuchaj, jutro nie będe mógł być w kawiarni o umówionej godzinie...
- Ok, możemy to przełożyć na później - odparła spokojnie dziewczyna.
- Nie, nie. Pomyślałem, że może dzisiaj byś do mnie wpadła? Podam ci adres...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Spotkajmy się lepiej w tej cholernej kawiarni.
Jednak jej protestyna nic się nie zdały, ponieważ Mike dyktował już dokładny adres zamieszkania.
- No to do wieczora. Pa.
Rozłączył się.
* * *
Jo weszła do ekskluzywnego ogromnego budynku - jednym z wielu w Nowym Jorku. Wzrokiem zaczęła szukać windy, choć nie musiała robić tego długo. Wind była chyba z dziesięć, Joanne nawet nie trudziła się, aby liczyć. Weszła do jednej z nich i nacisnęła okrągły przycisk 108. Winda błyskawicznie dotarła na miejsce. Jo szybko z niej wyszła, bo od dawna nie miała poczucia zaufania do tego typu mechanizmów. Odszukała szybko numer mieszkania i zastukała nieśmiało do drzwi. Po chwili drzwi uchyliły się i dziewczyna zobaczyła znajomą twarz Mike`a. Mężczyzna wpuścił ją do środka. Wnętrze było elegankco urządzone, na dębowym biurku leżał włączony laptopem. Po prawej stronie stało mnóstwo regałów z książkami, lewa ściana była cała ze szkła.
- Kurczę, ładnie tu... - powiedziała na głos, jednak po chwili się opamiętała - Więc co w sprawie mojego ojca? Co już znalazłeś?
Mężczyzna nie odpowiedział. Podszedł powoli do blondynki i zaczął obcałowywać jej szyję.
- Odwal... się! - Joanne z trudem go od siebie odepchnęła. Szybko skierowała się w kierunku drzwi, jednak facet był przygotowany. Zza skórzanego paska od spodni wyjął pistolet i odbezpieczył go.
- Zrobisz to, co dokładnie ci każę, rozumiesz? - powiedział spokojnie.
Joanne chciała po prostu się rozpłakać. Była w sytuacji bez wyjścia. Albo facet ją zgwałci, albo zabije... Nawet nie wiedziała, które byłoby dla niej lepsze. Facet gestem wskazał, aby do neigo podeszła.
- Cholerny Nowy Jork... - mruknęła cicho pod nosem, ale posłusznie wykonała polecenie Mike`a. W głowie zaczęła obmyślać plan, chociaż była i tak na przegranej pozycji. Facet schował odbezpieczon pistolet za pas i znowu zaczął dobierac się do dziewczyny. Zaczął zdejmować swoją koszulę, ciągle obdarzając blondynkę pocałunkami.
- Jesteś piękna... - mruknął w międzyczasie.
Po policzkach dziewczyny powoli zaczynały spływać łzy. Facet zaczął zdejmować spodnie, a co za tym idzie - i pasek. Do była jedyna i ostatnia szansa. Dziewczyna zaczęła odwzajemniać gorące pocałunki, położyła się na ziemi, powoli przysuwając się do ubrań Mike`a. Ten powoli zaczął zajmować się wyłącznie swoją `zdobyczą`. Dziewczyna nieznacznie przewróciła się na bok. Teraz! Zręcznie chwyciła pistolet, uderzyła nim faceta w łeb i wstała.
- Spróbuj się ruszyć, a zacznę strzelać - ostrzegła trzymając pistolet w obu dłoniach. Ale mężczyzna wcale się jej nie przeraził. Podniósł się i powoli zaczął podchodzić do dziewczyny. Nie miała wyboru. Zamknęła oczy. Powietrze przeszyła kula, potem jeszcze jedna, i następna. Joanne strzelała aż do tej pory, kiedy będzie pewna, że napastnik nie żyje. Powoli otworzyła oczy. Najwyraźniej martwy mężczyzna leżał na ziemi tuż przed nią, a granatowa wykładzina pobrudzona była krwią. Jo wywnioskowała, że pierwsza kula przebiła mu płuco. Druga trafiła gdzieś w okolice serca, trzecia w łeb. Obrzydzona dziewczyna rzuciła broń na ziemię i wybiegła z miejsca zbrodni. Nie mogła już powstrzymać łez, płakała, ale dokładnie nie wiedziała dlaczego. Czy to przez niedosłży gwałt, cyz może przez zabójstwo?
- Co ja tu właściwie robię... - szepnęła przez łzy. Wiedziała, że musi stąd uciekać. Z tego miejsca, z tego miasta, z tego kraju... Ale nie wróci do Londynu. Nie.
* * *
- Mogę prosić paszport? - zapytał wyłysiany mężczyzna w służbowym mundurze.
- Proszę pana, śpieszę się na samolot...
- Dokumenty.
- Już, już... Drażliwiec - mruknęła blondynka, wyciągając z troby potrzebne dokumenty. Mężczyzna otworzył paszport i zaczął porównywać ją ze starym zdjęciem.
- Ścięła pani włosy? - zapytał podejrzliwie.
- Tak, niedawno... - odpowiedziała zakłopotane. No co? Każdy odreagowuje na swój sposób...
- Zazwyczaj zmiany wizerunku dokonuje się po jakiś traumatycznych przeżyciach... - Mężczyzna popatrzył na Joanne pytająco.
- Może pan mi już oddać te dokumenty? Ja naprawdę się śpieszę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|